Zacznę bez owijania w bawełnę - długo już nie widziałem tak dobrego serialu na Netflixie. „Co kryją jej oczy” (w oryginale: „Behind Her Eyes”) to świetna, sześcioodcinkowa produkcja, która wciąga bez reszty. Niczym w klasycznym thrillerze trzymani jesteśmy w niepewności, aż do samego końca historii, kiedy następuje kompletnie niespodziewane rozstrzygnięcie. W ostatnim czasie Netflix przyzwyczaił nas do przeciętnych seriali, tworzonych przeważnie dla niezbyt wymagającego widza. Pojedyncze wyjątki (takie jak „Dark”) raczej potwierdzają regułę: największa na świecie platforma do oglądania odcinkowych produkcji wydaje dużo serialowej papki, która po przetrawieniu ląduje w głębokim niebycie. Tym bardziej cieszy, gdy wśród netflixowych nowości pojawił się serial, który nie tylko jest dobrze nakręcony (zdjęcia, montaż, scenografia, gra aktorska), ale którego historia wciąga od pierwszego odcinka i nie chce puścić aż do samego końca. Tym serialem jest „Co kryją jej oczy” (ang.: „Behind Her Eye...